Demakijaż
- 1. Od wielu miesięcy Nr 1 niezmiennie - mydło Rhassoul z Earthen Glow Minerals. Spełnia moje wszystkie wymagania odnośnie produktu oczyszczającego skórę i zmywającego makijaż. Doskonale sobie radzi nie tylko z podkładem, pudrem i cieniami, ale również zmywa tusz (co prawda nie używam wodoodpornych, więc nie wiem, jak tu sobie dałoby radę, ale ja nie miałam z nim problemów).
- 2. Niestety, z racji tego,że Rhassoul często bywa niedostępne, a moje dwie kostki rozeszły się jakoś dziwnie szybko, musiałam poszukać czegoś innego. Ale dzięki temu odkryłam niepozornie wyglądające mydełko Rice& Sushi, ktore dostałam od EGM zamiast zamawianego Sushi Soap. I bardzo się z tego cieszę. Kosteczka niewielka, jedno z mniejszych mydełek EGM, ale równie skuteczna w działaniu jak Rhassoul. Ostatnio zauważyłam, że wprowadzili większą kostkę, co prawda droższą, ale ja już się na nią skusiłam i teraz z niecierpliwością czekam na jej przybycie. Co do samego mydełka. Pieni się dość dobrze, kremową pianką, zmywa makijaż, a dzięki drobnym kawałkom zatopionym w kostce, dodatkowo lekko peelinguje. Co prawda te kawałeczki to takie całkiem solidne (nie wiem, kurka wodna, to ten ryż taki ledwo zmielony tam wpakowali?), ale zdarzają się i drobniejsze, które fajnie leciutko ścierają. Mnie również nie wysusza, pozostawia skórę baaardzo gładką, miękką, a po kilku tygodniach używania stwierdzam, że również w lepszym stanie. Pachnie .. dziwnie. Nie jestem w stanie określić, czy mi się ten zapach podoba, czy też nie. To znaczy, pamiętam, że kilka tygodni temu mnie dość drażnił chyba, ale albo się przyzwyczaiłam już, albo mi się powonienie zmieniło. W każdym bądź razie zapach lekko kremowy, słodkawy, lekko miodowych nut nawet tam się doszukałam wsadzając nos do torebki z mydełkiem..Śmierdzielem wyjątkowym bym go na pewno nie nazwała, ale wiadomo, ze zapach to subiektywna sprawa. Dość szybko w moim przypadku radzi sobie z problemami skórnymi i naprawdę zastanawiam się nad umieszczeniem jej na pozycji numer 1 :)
Mydło przeznaczone jest do cery tłustej, trądzikowej.
Pierwsze zdjęcie zapożyczone (za zgodą oczywiście) ze strony EGM - tak wygląda nowa, większa kostka Sushi Rice.
Tonizowanie
- 3. Hydrolaty - oczarowy, z głogu, czasem lipowy. W sumie te trzy na stałe wpisałam do swojej pielęgnacji, mimo przetestowania sporej ilości. Zapachu hydrolatu z kocanki znieść nie mogę (a jako iż nie muszę, to nie mam zamiaru się męczyć), hydrolat cytrynowy nieco wysuszał mi skórę, migdałowy nie robił nic, podobnie jak z kiwi, rumiankowy czy lawendowy (ten w dodatku okropnie drażnił mój zmysł zapachowy :) ), natomiast hydrolat z róży to coś, co omijam szerokim, bardzo szerokim łukiem. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się mieć tak podrażnionej skóry, jak właśnie po nim. Po jednym użyciu - piekąca, zaczerwieniona i mega podrażniona skóra. Przekonałam się (dość boleśnie), że różę w postaci hydrolatu muszę omijać z daleka.
Nawilżanie i kosmetyki pod makijaż lub na noc
- 4. Kwas hialuronowy. Absolutny niezbędnik. Gdy zaczyna brakować go w mojej lodówce, czuję się wręcz źle. Dodaję go niemalże do każdego kosmetyku, jaki kładę na twarz.
- 5. Olej Emu z Lure Beauty. Jeden z nielicznych olejów emu (a testowałam kilka), który nie tylko jest bezzapachowy, ale i rzeczywiście nawilża mi skórę, nie powodując przy tym wysypu niespodzianek. Tu muszę dopisać - zakupiłam większe opakowanie Emu i niestety, jestem zdecydowanie na "nie" dla wersji 2oz. To kompletnie inny produkt niż testowałam w próbkach. Nie jestem w stanie go używać, ale o tym - niebawem:)
- 6. Serum Lemon. Stosuję go co 3-4 dni oczywiście mieszając z kwasem hialuronowym. Przy częstszym stosowaniu mam wrażenie, że działa u mnie nieco gorzej. Używam zarówno wersji z BU (jeden z nielicznych produktów, jakie mi odpowiadają z tego sklepu), jak i w wersji samorobionej (KKZJ - :*). Oba warianty spisują się doskonale.
- 7. Monistat. Bardzo długo podchodziłam do decyzji o rozpoczęciu przygody z Monistatem. Jako iż zapycha mnie naprawdę wiele rzeczy i większość testowanych produktów ląduje w koszu lub w inne ręce, to zastanawiałam się, czy w ogóle spróbować jednej z najsławniejszych baz pod makijaż na YT :) W składzie - silikony, czyli potencjalne zapychacze. Jednak okazało się, że moje obawy były całkowicie niepotrzebne, gdyż obecnie nie wyobrażam sobie makijażu mineralnego bez tego żelu.
W tubce o pojemności ok. 45 ml znajduje się przezroczysty, dość gęsty żel, który po rozprowadzeniu tworzy aksamitną, przyjemnie gładką warstwę. Mam wrażenie, że podkład na nim zdecydowanie lepiej leży, łatwiej się nakłada, a także (przynajmniej w moim przypadku) dłużej pozostaje matowy i na swoim miejscu.
Ma tylko jedną wadę - jest trudno dostępny dla klientek z Polski. Właściwie mamy dwie opcje - albo zakup na Amazon z koszmarnie drogą wysyłką, albo zakup na ebayu. Sam produkt drogi nie jest - od 6 do 10$ za tubkę (lub taniej w trójpaku). Moja tubka jak widać nieco na wykończeniu, więc już zaczynam rozglądać się za następną..
Jakiś czas temu próbowałam zmieszać go z mineralnym podkładem... Ot, tak, w ramach eksperymentowania. Efekt - całkiem przyzwoity, aczkolwiek nie powalający. Po zmieszaniu otrzymałam dość gładko rozprowadzającą się pastę, ładnie i równomiernie pokrywającą twarz satynową warstewką, ale w kilku miejscach miałam problem z wałkowaniem się podkładu. A bawić dalej mi się nie chciało :)
Monistat zmieszany z podkładem Everyday Minerals :
Jutro pouzupełniam opisy, zdjęcia i dalszą część posta, bo dzisiaj muszę w końcu do pracy usiąść :D
Cathy, brakowało mi właśnie takiego posta :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie... jak pachnie mydełko rice&sushi?
Widzę że masz w rankingu serum lemon. Szkoda że u mnie niestety nic nie zrobił, kompletnie...
A i jeszcze jedno pytanie... jaka jest Twoja ulubiona baza pod cienie? :)
Pozdrawiam,
Isilindil
Świetny post Cathy :)
OdpowiedzUsuńzbiorowy post o bazach pod cienie mi też się marzy... jest szansa?
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje posty dotyczące pielęgnacji, bo mam tak samo skłonności do zapychania, podrażnień, problemy z nawilżeniem... No i skórę skłonną do przesuszeń, ale jakoś mam wrażenie, że to, co Tobie nie zaszkodziło, nie zaszkodzi też mi :P
OdpowiedzUsuń"Rosołek" niebawem przetestuję, a o Monistacie słyszałam już masę rzeczy i kiedyś się pewnie skuszę....
Jeśli chodzi o hydrolaty, to ja nie odważyłam się położyć różanego na twarz, ale tylko z jednego powodu - ŚMIERDZI :P za to na jego bazie robiłam odżywkę do włosów i wyszła całkiem fajna ;)
Do twarzy lubię hydrolat aloesowy. Fajnie mnie z rana budzi, uspokaja zmęczone oczy, delikatnie nawilża. Super sprawa :)
I bez hialuronu też już nie potrafię żyć. A ostatnio musiałam trochę przystopować, bo będę kręcić kwas na jego bazie i muszę zobaczyć, czy mi starczy na 3 porcje (dwie dla koleżanki)... Ale chyba się szykuje zamówienie mazidłowe heh :)
Kochana, a jak sprawują się płatki z kwasem :> ?
I Nocturne z Aromaleigh :) ?
Pozdrawiam z rana :D
Też bardzo lubię serum lemon, zwłaszcza za zapach :). Oczywiście żel hialuronowy+olejek arganowy, jednak częściej kremy dla niemowląt( rzadko co mnie zapycha). Z hydrolatów mój ulubiony to lawendowy, oczarowego się boję, że mnie uczuli, ale muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńGdzie dostanę Monistat?
OdpowiedzUsuń