czwartek, 18 lutego 2010

Kilka dni temu dotarł do mnie ostatni prasowany podkład Everyday Minerals, jaki planowałam zakupić. Więcej odcieni dla siebie tam nie widzę, więc i zakupów kolejnych w tej kategorii już robić nie będę.


Zdecydowałam się na Fairly Light pamiętając o tym, że posiadane przeze mnie do tej pory odcienie prasowanych podkładów są nieco ciemniejsze niż ich proszkowe odpowiedniki. Fairly Light jest dla mnie nieco zbyt jasnym odcieniem, więc pomyślałam sobie, że może prasowaniec będzie odpowiedni.
Nic bardziej mylnego.
Prasowana wersja podkładu Fairly Light jest nie tylko jaśniejsza, ale także posiada więcej różowych tonów, co zdecydowanie skreśla dla mnie ten odcień.
Tym samym zmieniam swoje zdanie, że prasowańce są nieco ciemniejsze niż sypkie odpowiedniki. W przypadku Fairly Light jest dokładnie odwrotnie.

Porównanie wszystkich posiadanych przeze mnie prasowanych podkładów Everyday Minerals:
Fairly Light (kategoria Beige), Light (kategoria Golden), Olive Light (kategoria Olive), Golden Medium (kategoria Olive)

Swatche w świetle dziennym bez użycia lampy:


swatche w zbliżeniu (te wszystkie kolory są dość podobne i wszystkie poza Fairly Light mają wyraźne pomarańczowe tony)


7 komentarzy:

  1. Heh... a ja się rzuciłam kiedyś na Golden Light (wtedy, kiedy jeszcze były tylko 4 odcienie do wyboru ;) )... i raz tylko użyłam :P efekt solary mnie nie zachęca ;)

    Ale ten Fairy Light... No całkiem kusząco wygląda... Ale i tak byłby za ciemny hehh....

    A kurcze, szkoda. Przydałoby mi się coś tak do torebki do wrzucenia w razie poprawek w ciągu dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie ten fairy light prasowany jest sporo jaśniejszy od normalnego. Widocznie trzeba u nich wszystko sprawdzać metodą prób i błędów. A czym nakładasz prasowane pudry?
    Kilianna

    OdpowiedzUsuń
  3. Insane, wybacz, ale wyobraziłam sobie Ciebie w Golden Light w mimo woli parsknęłam śmiechem :D Toż Ty jak spieczona skwarka w nim musiałaś wyglądać :D Fairly Light odpuść sobie również. Chyba, że w roli czegoś do konturowania, ale myślę, że do tego lepiej sprawdzi się to, co Ci podesłałam :*

    Kilianna - prasowane pudry z EDM nakładam tylko i wyłącznie LHK. Próbowałam i gąbką (piękna maska) i FT (jeszcze piękniejsza maska) i po prostu nie umiem niczym innym nałożyć tego prasowańca. Nakładanie gąbką niemiłosiernie podkreśla mi pory (ale ja z tych, co to mają je wielkości kraterów), a FT zawsze przesadzę. Wydaje mi się, że ledwo musnę nim powierzchnię prasowańca, a potem zerkam w lustro i widzę, że mimo starań nałożyłam za dużo.
    I nie używam ich zbyt często
    a/ trochę mnie skład przeraża (bo mnie bardzo wiele rzeczy zapycha) i nie wiem, jakby się to odbiło na mojej cerze przy codziennym używaniu
    b/one nadają takie satynowe wykończenie, a ja raczej zwolenniczką matu ostatnio jestem, bo jedynie wiosną i jesienią moja cera nie ma problemów z przetłuszczaniem i wysuszaniem jednocześnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cathy, ta notka mi z nieba spadła, bo od pewnego czasu intensywnie myślałam nad prasowańcem, ale własciwie nie wiedzialam, jakim. Fairly Light to był mój kolor w lecie i podejrzewałam, że skoro prasowaniec jest ciemniejszy, to przyda się tylko, jesli się nieco opalę :)
    Tu wydaje się taki trochę pomiędzy FL "zwykłym" a Sandy Fair, więc zaczynam się na niego ślinić :)

    Plurabelle

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi przy użyciu gąbeczki też wychodzi okropna maska. Mam 1 prasowany z EDM i nie jestem zadowolona, po prostu nie umiem nakładać :/ służy raczej do poprawek w ciągu dnia, ale to też raczej rzadko. Zabieram się do czytania postu o pędzlach, bo właśnie otworzył mi się w 2 oknie i widzę już coś pięknego, a mianowicie kogoś, bo autorkę bloga w pięknym makijażu :)
    kilianna

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu, jeżeli chcesz, to możesz otworzyć mój Golden Fair Pressed i zrobić swatche tego odcienia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, Kasiu, ja też parsknęłam śmiechem, a był to śmiech przez łzy :D

    Bo, to było tak...
    Dostałam EDM, prasowańca wrzuciłam do torebki i tak nosiłam, nosiłam..
    Aż pewnego słonecznego dnia czekałam na TŻta pod pracą i zauważyłam, że po zakupowy maratonie przydałaby się poprawka makijażu, w końcu dla TŻta muszę być najpiękniejsza :)
    Wyciągam mojego prasowańca, nabieram na gąbeczkę, maleńkie lusterko i bach bach zaczynam od polików i nosa...
    I nagle....
    Doszło do mnie, że...
    Wyglądam jak spalona skwarka z solarium, w dodatku w odcieniu bardziej pomarańczowym, niż brązowym :eek:
    Dobrze, że miałam przy sobie chusteczki nawilżane (to nic, że niekoniecznie do twarzy :D :D ) - zmyłam cały ten koszmarny makijaż i przywitałam TŻta kompletnie saute.... Na szczęście nie uciekł ;)

    A ja się do prasowańca nie zbliżam już nawet, nawet na niego nie patrzę!
    Brrrrr.... :D

    OdpowiedzUsuń