piątek, 26 czerwca 2009

Moja kolekcja cieni mineralnych

Zastanawiałam się jakiś czas temu, czy robić swatche moich cieni, ale doszłam do wniosku, że to zadanie mnie chyba przerośnie, więc odpuściłam. Jednak na prośbę Agusi spróbuję się go podjąć, aczkolwiek uprzedzam, iż pewnie uporządkowanie tego wszystkiego potrwa kilka dni.
No to zaczynamy. Na pierwszy ogień poszedł cień, którego nie mogę rozgryźć, czyli;

Coastal Scents - Auburn Dust
Niesamowicie oryginalny odcień, w zależności od padającego światła mieniący się zarówno burgundowymi, kasztanowymi, miedzianymi, purpurowymi, śliwkowymi tonami. Mówiąc prościej, jest do odcień głębokiej śliwki zmieszanej z odcieniem lekko zleżałych już kasztanów, który po roztarciu ujawnia też delikatne miedziane refleksy oraz czerwonawe tony. Piękny cień, idealny do jesiennego makijażu, aczkolwiek jak większość, które posiadają czerwono-fioletowe tony, potrafi nadać oczom zmęczony wygląd. Spróbuję niebawem wstawić oko w nim :)
Silk Naturals - Olive You
Po prostu oliwka ze złotymi refleksami i lekkim khaki. Śliczny cień z perłowym, satynowym wykończeniem.

Blusche - Lime
Odcień żywej jasnej zieleni, po roztarciu ujawnia złotą limonkę. Bardzo wakacyjny i gdyby nie jego fatalna jakość, to byłby moją ulubioną zielenią do letnich makijaży

Tyle na teraz. Lecę trochę popracować. Tak dla odmiany :D
18:11
Kolejna porcja. Na razie same zdjęcia, opisy będą później

Beautiful Girl Minerals - Twilight
Bardzo fajny neutralny cień. Mimo drobinek, które posiada, spokojnie może być stosowany na dzień, bo w świetle dziennym nie są one nachalne i błyskające po oczach, tylko raczej delikatnie rozświetlające. Moje ulubione zastosowanie tego cienia, to szybki make up - położenie go na całą powiekę, w zewnętrzny kącik trochę ciemniejszego i gotowe. Równie dobrze się spisuje pod łuk brwiowy - jasny beż z lekkim drobinkami i z bardzo subtelnym złotawym wykończeniem.


Blusche - Aruban
on jest po prostu brzydki :D No ja nie wiem, ale takie coś, jakby ktoś nie mając żadnego pomysłu wrzucił do jednego worka trochę miedzi, fioletu, burgundu, dosypał odrobinę brzoskwini, kasztana, zamieszał i chciał wmówić nam, że tak ma być :) Nie, zdecydowanie jestem na nie dla tego odcienia ...


Blusche - Apricot
w opakowaniu wygląda na delikatny morelkowy odcień. Natomiast po roztarciu wychodzi niego złoto. Po prostu złoto z lekką domieszką brzoskwini. Dość ciekawy odcień.

Blusche - Chameleon
ech, Blusche musi się jeszcze trochę nauczyć o tworzeniu pryzmatycznych cieni. Chcieli dobrze i oryginalnie, wyszło jak wyszło. Może gdybym nie miała styczności z podobnymi z Pure Luxe czy Lumiere, lub Coastal Scents, to by mnie zachwyciła trójwymiarowość tego odcienia. Niestety, zbyt wybredna jestem, by coś takiego mnie przekonało. Ciemna brązowa baza i powrzucane drobinki srebrno turkusowe to nie wszystko. Zamiast pięknego opalizującego efektu mamy takie sobie dziwadełko...


Blusche - Old Rose

Moim zdaniem jeden z bardziej udanych odcieni z Blusche. Taki ciepła beżowa brzoskwinka z morelowymi i lekko różowymi tonami. Po nałożeniu jeszcze ładniejszy, bo wychodzi lekko pryzmatyczny efekt. Baza niby jednolita, ale mieni się fajną brzoskwinią pod odpowiednim kątem. Ciekawy.


Blusche - Oriental

wg opisu - delikatny czerwonawy beż z perłą. Że co proszę?! Jaki beż? Toż to piękny odcień ciepłego złota z lekką domieszką pomarańczy. Nazwa trafiona, gorzej z opisem. Widzę go w makijazu właśnie orientalnym, w towarzystwie głębokiej czerni. Bogactwo złota i mocna kohlowa czerń. Szkoda, że ja do orientalnych klimatów pasuję równie dobrze, jak do zakonu :D

Earthen Glow Minerals- Princess Pink
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego. Czegoś, co bardziej przypomina PINK.
Ok, kolor sam w sobie całkiem sympatyczny.Łatwo się rozprowadza, z trwałością (oczywiście na bazie) nieźle, z tym, że zabrakło w nim tego oczekiwanego różu. Wg mnie jest to bardzo jasny beżowo- brzoskwiniowy odcień z domieszką różowego. Nazwa zdecydowanie myląca, aczkolwiek cień sam w sobie bardzo fajny - zwłaszcza pod łuk, albo w wewnętrzny kącik.
Lubię go i nawet się zastanawiam nad kupnem większego pudełeczka. Tylko po kiego czorta nazwali go "princess pink"?

Everyday Minerals - Greeting Card

To jest dopiero oryginał. Niby zwykły fiołkowo- lawendowy cień. Niby ładny. Ale tak trudny w noszeniu, że nie mogę się do niego przekonać. Nie wiem, czy ten totalny mat mnie w nim tak irytuje, czy taka bezpłciowość i płaskość, ale faktem jest, że nie używam go zbyt często. Na żywo wygląda jeszcze w miarę. Natomiast na fotce oka nim umalowanego, ujawnia swoje najgorsze cechy - tani wygląd, podkreślenie najdrobniejszych niedoskonałości w nałożeniu, podkreślanie zmęczenia itd. Muszę go spróbować okiełznać, bo kolorek miły. Czysty jasny fiolet.


Everyday Minerals - Cotton Tale

Kolejny z tej limitowanej serii (razem z Greeting Card)

Też kompletnie matowy. Bardzo fajny jasnopopielaty odcień. I gdyby nie brak matowego towarzystwa dla niego (czyli stalowej szarości i głębokiej matowej czerni), pewnie już bym skombinowała jakiś makijaż z nim w roli głownej. Ale u mnie większość cieni jest perlowa lub błyszcząca mocniej, to na razie leży i czeka na testy.


Joppa - Kayla

Śliczny odcień pod łuk. Naprawdę go lubię i nie wiem, czemu ciągle o nim zapominam :) Bardzo fajnie rozświetla. Kremowo- beżowy z drobinkami. Naprawdę ładny. Ale widocznie czegoś mu brakuje, bo ciągle na dnie szuflady spoczywa:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz