No to zaczynamy. Na pierwszy ogień poszedł cień, którego nie mogę rozgryźć, czyli;
Coastal Scents - Auburn Dust
Niesamowicie oryginalny odcień, w zależności od padającego światła mieniący się zarówno burgundowymi, kasztanowymi, miedzianymi, purpurowymi, śliwkowymi tonami. Mówiąc prościej, jest do odcień głębokiej śliwki zmieszanej z odcieniem lekko zleżałych już kasztanów, który po roztarciu ujawnia też delikatne miedziane refleksy oraz czerwonawe tony. Piękny cień, idealny do jesiennego makijażu, aczkolwiek jak większość, które posiadają czerwono-fioletowe tony, potrafi nadać oczom zmęczony wygląd. Spróbuję niebawem wstawić oko w nim :)

Silk Naturals - Olive You
Po prostu oliwka ze złotymi refleksami i lekkim khaki. Śliczny cień z perłowym, satynowym wykończeniem.

Odcień żywej jasnej zieleni, po roztarciu ujawnia złotą limonkę. Bardzo wakacyjny i gdyby nie jego fatalna jakość, to byłby moją ulubioną zielenią do letnich makijaży

18:11
Kolejna porcja. Na razie same zdjęcia, opisy będą później
Beautiful Girl Minerals - Twilight
Bardzo fajny neutralny cień. Mimo drobinek, które posiada, spokojnie może być stosowany na dzień, bo w świetle dziennym nie są one nachalne i błyskające po oczach, tylko raczej delikatnie rozświetlające. Moje ulubione zastosowanie tego cienia, to szybki make up - położenie go na całą powiekę, w zewnętrzny kącik trochę ciemniejszego i gotowe. Równie dobrze się spisuje pod łuk brwiowy - jasny beż z lekkim drobinkami i z bardzo subtelnym złotawym wykończeniem.

Blusche - Aruban
on jest po prostu brzydki :D No ja nie wiem, ale takie coś, jakby ktoś nie mając żadnego pomysłu wrzucił do jednego worka trochę miedzi, fioletu, burgundu, dosypał odrobinę brzoskwini, kasztana, zamieszał i chciał wmówić nam, że tak ma być :) Nie, zdecydowanie jestem na nie dla tego odcienia ...

Blusche - Apricot
w opakowaniu wygląda na delikatny morelkowy odcień. Natomiast po roztarciu wychodzi niego złoto. Po prostu złoto z lekką domieszką brzoskwini. Dość ciekawy odcień.

ech, Blusche musi się jeszcze trochę nauczyć o tworzeniu pryzmatycznych cieni. Chcieli dobrze i oryginalnie, wyszło jak wyszło. Może gdybym nie miała styczności z podobnymi z Pure Luxe czy Lumiere, lub Coastal Scents, to by mnie zachwyciła trójwymiarowość tego odcienia. Niestety, zbyt wybredna jestem, by coś takiego mnie przekonało. Ciemna brązowa baza i powrzucane drobinki srebrno turkusowe to nie wszystko. Zamiast pięknego opalizującego efektu mamy takie sobie dziwadełko...

Blusche - Old Rose
Moim zdaniem jeden z bardziej udanych odcieni z Blusche. Taki ciepła beżowa brzoskwinka z morelowymi i lekko różowymi tonami. Po nałożeniu jeszcze ładniejszy, bo wychodzi lekko pryzmatyczny efekt. Baza niby jednolita, ale mieni się fajną brzoskwinią pod odpowiednim kątem. Ciekawy.

Blusche - Oriental
wg opisu - delikatny czerwonawy beż z perłą. Że co proszę?! Jaki beż? Toż to piękny odcień ciepłego złota z lekką domieszką pomarańczy. Nazwa trafiona, gorzej z opisem. Widzę go w makijazu właśnie orientalnym, w towarzystwie głębokiej czerni. Bogactwo złota i mocna kohlowa czerń. Szkoda, że ja do orientalnych klimatów pasuję równie dobrze, jak do zakonu :D

Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego. Czegoś, co bardziej przypomina PINK.
Ok, kolor sam w sobie całkiem sympatyczny.Łatwo się rozprowadza, z trwałością (oczywiście na bazie) nieźle, z tym, że zabrakło w nim tego oczekiwanego różu. Wg mnie jest to bardzo jasny beżowo- brzoskwiniowy odcień z domieszką różowego. Nazwa zdecydowanie myląca, aczkolwiek cień sam w sobie bardzo fajny - zwłaszcza pod łuk, albo w wewnętrzny kącik.
Lubię go i nawet się zastanawiam nad kupnem większego pudełeczka. Tylko po kiego czorta nazwali go "princess pink"?

To jest dopiero oryginał. Niby zwykły fiołkowo- lawendowy cień. Niby ładny. Ale tak trudny w noszeniu, że nie mogę się do niego przekonać. Nie wiem, czy ten totalny mat mnie w nim tak irytuje, czy taka bezpłciowość i płaskość, ale faktem jest, że nie używam go zbyt często. Na żywo wygląda jeszcze w miarę. Natomiast na fotce oka nim umalowanego, ujawnia swoje najgorsze cechy - tani wygląd, podkreślenie najdrobniejszych niedoskonałości w nałożeniu, podkreślanie zmęczenia itd. Muszę go spróbować okiełznać, bo kolorek miły. Czysty jasny fiolet.

Everyday Minerals - Cotton Tale
Kolejny z tej limitowanej serii (razem z Greeting Card)
Też kompletnie matowy. Bardzo fajny jasnopopielaty odcień. I gdyby nie brak matowego towarzystwa dla niego (czyli stalowej szarości i głębokiej matowej czerni), pewnie już bym skombinowała jakiś makijaż z nim w roli głownej. Ale u mnie większość cieni jest perlowa lub błyszcząca mocniej, to na razie leży i czeka na testy.

Joppa - Kayla
Śliczny odcień pod łuk. Naprawdę go lubię i nie wiem, czemu ciągle o nim zapominam :) Bardzo fajnie rozświetla. Kremowo- beżowy z drobinkami. Naprawdę ładny. Ale widocznie czegoś mu brakuje, bo ciągle na dnie szuflady spoczywa:)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz