sobota, 12 grudnia 2009

LureBeauty



LureBeauty to firma, której mam zamiar przyjrzeć się znacznie bliżej, ponieważ zdecydowanie jest tego warta.
Krem Multi-fruit Day Cream to pierwszy od dłuższego czasu krem, który nie tylko nie szkodzi mojej skórze, ale wręcz czyni z nią cuda.
Balsamy do ciała mają tak urzekające zapachy i tak sympatycznie zachowują się na skórze, że chyba się nie oprę kolejnym...
Dzisiaj tylko fotki - na opisy nie mam sił. Na zdjęciach produkty z ostatniego i wcześniejszego mini zamówienia.




EDIT:
Czas na opisy i recenzje.
Na zdjęciach widać mój ostatni zakup czyli Pineapple Enzyme Fruit Scrub (oczywiście z błędem podpisany na fotce, ale nie mam sił już tego zmieniać :D) oraz masło do ciała Tuscan Lace. Pozostałe rzeczy to próbki gratisowe oraz resztki z poprzedniego zamówienia. Nie mam już testowanej próbki mikrodermabrazji oraz kremu kolagenowego.

Pineapple Enzyme Fruit Scrub - cena 15,99$ za 2 oz czyli niecałe 60 ml peelingu enzymatycznego (próbka 10 ml - 3,25$). Pachnie obłędnie ananasem (choć trochę sztucznym i z czymś mi się ten zapach ogromnie kojarzy, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czym). Skuszona pochlebnymi opiniami oraz zadowoleniem z peelingu enzymatycznego z BU kupiłam od razu duże pudełko. I przyznam szczerze, że nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł. Chyba jestem jednak nieuleczalną fanką mocnych zdzieraków i tak łagodne doznania chyba jednak nie dla mnie. Galaretkę nakładam w kąpieli i szoruję (o ile można mówić tu o szorowaniu, bo mimo, iż posiada drobinki, to są one jednak na tyle łagodne, iż praktycznie nie robią nic :) ) nią twarz przez jakieś 3-4 minuty. Po spłukaniu skóra jest miękka, gładka i z pewnością nie wysuszona, ale .. dla mnie to za mało. Działanie bardzo delikatne, choć posiadaczki wrażliwych i delikatnych cer powinny być zadowolone (o ile dobrze tolerują ananasa, bo jak wiadomo, może wywoływać silną reakcję uczuleniową). Nie twierdzę, ze to zły kosmetyk. Raczej poprawny. Na kolana mnie nie rzucił. Zużyję, ale zakupu raczej nie ponowię. A przynajmniej nie w tej cenie.
Azulen Day Cream - cena 2,99$ za ok. 10 ml, 8,5$ za niecałe 30 ml oraz 15,99$ za niecałe 60 ml. Mój ma delikatnie aksamitną i niestety, dość lejącą konsystencję o błękitno- szarym odcieniu. Wiem, że odcień zależy chyba od partii, bo zdarzają się mniej lub bardziej zielonkawe. Ja mam od Anki Franki w odcieniu takim, jak na zdjęciu (ciut ciemniejszym i mniej błękitnym, a bardziej szarawym - na fotce lampa nieco przekłamała odcień, ale na pewno nie jest zielonkawy). Co do samego kremu... Niestety, nie polubiłam się z nim jakoś specjalnie. Na plus mogę zaliczyć fakt, iż mnie nie zapchał, a to już dużo oraz dość przyzwoite nawilżanie. Niestety, nie jestem w stanie go używać, bo najpierw piekła mnie po nim skóra (ale zrzuciłam to na karb mocno podrażnionej cery przez kwasy), a obecnie, gdy skóra wróciła już do normalnego stanu, nałożenie go kończy się okropnym łzawieniem. Nie mam pojęcia, co w nim tak na mnie działa, ale chwilę po nałożeniu zaczynają mnie piec oczy i wyczuwam jakieś dziwne alkoholowe opary. Musiałam go odstawić, bo jednak nie dla mnie on. Z obserwacji - działa dość fajnie, zostawia skórę przyzwoicie nawilżoną, z trudną do opisania błyszczącą powłoczką, która nie chce się wchłonąć. Jako krem na dzień raczej tylko dla bardzo suchych skór, gdyż w każdym innym przypadku ciężko będzie nałożyć na niego podkład, by nie spłynął. Na noc - jak najbardziej. Na dzień - zdecydowanie nie. Barwienia skóry i zostawiania błękitnej (albo innej) poświaty u mnie nie zaobserwowałam. Do tego konsystencja kremu jest nieco zbyt rzadka i lejąca, co lekko utrudnia aplikację, ale być może to zalezy od partii (podobnie jak kolor). Mój jest raczej aksamitną emulsją niż kremem.

 
Raya Multi-fruit Day Cream - cena 3,25$ za próbkę 0.3 oz (czyli niecałe 10 ml) lub 22,99$ za pełnowymiarowy produkt o pojemności 2 oz czyli niecałych 60 ml. Właściwie cena jest jedynym minusem, jaki dostrzegam w tym kremie. I choć ok. 70 zł za krem o takim działaniu, to nie jest szaleństwo, to jednak w okresie grudniowym go sobie chyba daruję. Ale pewna nie jestem, bo jest to pierwszy od dłuższego czasu kosmetyk, który swoim działaniem rzeczywiście zrobił na mnie wrażenie. Nie mam pojęcia, co on takiego robi z moją skórą, ale wygląda zdecydowanie lepiej. Brzmi niewiarygodnie, ale już po kilku użyciach moja cera wygląda o niebo lepiej - jest gładsza, bardziej napięta, delikatna, o wyrównanym kolorycie, niespodzianki poznikały bez śladu, pory jakby zmniejszone. Aż nie chce mi się wierzyć, ze taki niepozorny kremik może działać lepiej niż wszystkie kwasy, ktore do tej pory stosowałam( kwasy ma w sobie również, więc należy pamiętać o stosowaniu filtrów przy jego stosowaniu ). Wchłania się bez najmniejszych problemów, nadaje się pod makijaż, rozsmarowuje się przyzwoicie. Nie dostrzegam żadnych minusów (poza faktem, iż na przesyłkę z LB będę musiała znowu czekać tak długo). Zdecydowanie kupię duże pudełko...



Exotic Butters Body Cream - mam 3 zapachy i każdy z nich jest świetny. Obecnie są w promocji, a wybór
    zapachów przyprawia o zawrót głowy. Znajdziemy w nich nie tylko linie zapachowe znanych perfum ( DKNY, zapachy Niny Ricci, Jean-Paul Gaultiera i wiele, wiele innych) ale również kompozycje własne LB, którym również wypadałoby przyjrzeć się bliżej. Obecnie są w promocji i ceny naprawdę przyzwoite (2,56$ za prawie 60 ml oraz próbki 10 ml po 0.56$ - naprawdę fajna oferta). Mnie najbardziej urzekł zapach Lilac - pachnie jak świeżo zerwany bez z domieszką czegoś pudrowo- słodkiego. Sliczny zapach, bardzo dziewczęcy i .. podobający się mężczyznom :) Tuscan Lace jest trudny do opisania. Zdecydowanie wyczuwam w nim piżmowe nuty, zdecydowanie pudrowe i coś, co kojarzy mi się z maślano- słodkim wykończeniem. Idealny na chłodne zimowe dni. Z kolei Hawaiian Breeze to nieco lżejszy zapach ze słodko - cytrusowymi akcentami. Trochę kwiatków, trochę koktajlu owocowego, a to wszystko tworzy radosną i lekką mieszankę zdecydowanie poprawiającą nastrój. Wszystkie te masła dość szybko się wchłaniają, nie pozostawiając lepiącej się warstwy. Po kilku minutach od nałożenia, można już założyć ubranie. Co prawda po słowie "butter" spodziewałabym się nieco bardziej treściwej konsystencji i solidniejszego nawilżania, ale nie będę zaniżać im za to oceny, gdyż dla mnie nawilżają wystarczająco.


       jako gratis dostałam Daily Lotion w buteleczce z dozownikiem o zapachu Apples & Oak. Przyznam szczerze, iż fanką jabłuszkowych zapachów nie jestem, więc akurat ten produkt nie przypadł mi specjalnie do gustu. Wyraźnie wyczuwamy nuty jabłka i to nie soczystego, czerwonego, świątecznego jabłuszka, tylko takiego zielonego, kwaskowatego. Dodatek "oak" sugerowałby drzewne, dębowe akcenty, ale nie wyczuwam ich tu wcale. Zapach zielonego jabłuszka dominuje. Ja jestem na nie. Aczkolwiek co do właściwości samego balsamu nie mogę mieć większych zastrzeżeń. Przyjemnie się rozsmarowuje, ale mam wrażenie, że nieco dłużej pozostawia lekko lepiącą się powłoczkę niż masła Exotic Butters Body Cream. Jeżeli chodzi o właściwości nawilżające, to niestety, nie wypowiem się, bo nie jestem w stanie dłużej pachnieć zielonym jabłuszkiem niż to konieczne :)





        Również gratis dostałam próbkę kostki zapachowej do kominków (Soy Tart Melt Cubes - Pumpkin Pie Butter), czyli coś, co topnieje pod wpływem ciepła uwalniając zapach. Ogromnie lubię wszelkie zapachowe cuda do domu (kadzidełka, świeczki zapachowe itd.) i sama idea tego produktu bardzo mi się podoba. Rzeczywiscie, po roztopieniu zapach jest dość intensywny i długo wyczuwalny. Tylko .... (przepraszam za wyrażenie) śmierdzi okropnie :) nie jestem w stanie znieść tego zapachu. Słodko-mdląco- duszący zapach dyniowy spowodował natychmiastowy ból głowy.
        Oczywiście postrzeganie zapachów to kwestia bardzo indywidualna, ale ja zdecydowanie jestem na "nie" dla tego zapachu. Same masełko bardzo mi się podoba, bo rzeczywiście spełnia swoją rolę, ale z pewnością przy zakupie wybiorę inny wariant zapachowy.






        Z produktów wcześniej przeze mnie testowanych (a już skończonych i niemożliwych do pokazania na zdjęciach) mogę opisać jeszcze :

        Microdermabrasion Resurfacing Cream - zdziwiło mnie to, że próbka nie była zabezpieczona od góry naklejką (podobnie w przypadku próbki masełka Hawaiian Breeze. Lilac i wszystkie inne miały naklejkę zabezpieczającą). Zużyłam go z prawdziwą przyjemnością i mogę powiedzieć, ze to naprawdę fajny zdzierak. Drobinki są dość ostre i osoby o wrażliwej cerze z pewnością mogą odczuwać dyskomfort przy jego stosowaniu. Dla mnie jednak (fanki popiołu wulkanicznego i rozmaitych mikrodermabrazji) mogłoby być ich jeszcze więcej. Fajnie szoruje, zostawia skórę dobrze wypolerowaną, gładką, bez efektu wysuszenia. Dlaczego jednak nie kupię dużego opakowania? Mimo iż stawiam go wyżej niż podobny produkt z Silk Naturals (nie zapchał mnie tak jak tamten), to jednak nie poradził sobie z drobnymi suchymi skórkami. Być może, jeżeli nie znajdę w najbliższym czasie czegos lepszego, to się skuszę. Póki co - zostawiam na liście produktów do przemyślenia :)


        Emu Oil - jeden z najlepszych olei emu, jakie testowałam. Przede wszystkim, pierwsze co mnie zaskoczyło, to fakt, iż jest całkowicie bezzapachowy (w odróżnieniu do innych, które próbowałam). Wybrałam wersję "unscented" i rzeczywiście taka ona jest. Bardzo dobrze się wchłania, świetnie nawilża, nadaje się nawet pod mineralny makijaż. Nie zapycha i pozostawia skórę miękką, gładką i naprawdę fajnie nawilżoną. Niestety, moja próbka skończyła się błyskawicznie, nad czym ubolewam ogromnie. Zastanawiam się nad zakupem 2 oz (czyli ok. 60 ml), bo cena nie jest specjalnie wygórowana (ok. 40 zł), a sam olej świetny. Nie dane mi było przetestować jego działania na włosach i ciele, bo próbka, którą testowałam to ok.2 ml, co wystarczyło na kilka dni testów, ale to, co zaobserwowałam, przekonało mnie do zupełnie i skłoniło do wpisania tego produkty na listę zakupową. Zdecydowanie jeden z lepszych nawilżaczy, jakich ostatnio używałam. Myślę, że duet Emu Oil i Multi- fruit Day Cream na stałe niebawem zagoszczą w mojej pielęgnacji.

        Collagen-Elastin Cream - nie przypadł mi specjalnie do gustu. Krem o barwie jasno- seledynkowej, praktycznie białej, leciutko tylko zabarwionej na zielonkawy odcień. Mam wrażenie, że wchłaniał się dość szybko, ale jednak taki trochę zbyt tłustawy jak dla mnie. Z pewnością mniej lejący i rzadki niż krem azulenowy. Zapach ogromnie drażniący i przeszkadzający. Jednak najgorsze było to, że spowodował natychmiastowe zapchanie. Na dalsze testy ochoty nie miałam i oddałam mamie, która jest odporna na wszelkie historie z zapychaniem :) Nic więcej na jego temat powiedzieć nie mogę, ale z pewnością zakupu nie powtórzę.

        Shampoo with Emu Oil - mialam wersję zapachową Strawberry Daiquiri- okropnie słodki zapach. Początkowo nawet przyjemny, ale przy którymś myciu nie wytrzymałam i postanowiłam się tego pozbyć (koleżanka chętnie przygarnęła :) ). Co do samych właściwości szamponu. Przyznaję, iż szału u mnie nie zrobił. Ot, zwykły szampon, który ani specjalnie nie zaszkodził moim włosom, ani też w widoczny sposób nie poprawił ich wyglądu. Mył i już. Zakupu nie powtórzę.Cena niezbyt wygórowana, ale nie różni się niczym od drogeryjnych szamponów. Moje włosy są dość wymagające i być może dla osób o mniejszych wymaganiach będzie ok, ale moich nie spełnił.


            8 komentarzy:

            1. Tak się zastanawiam tylko nad kremem azulenowym- nie wiem, czy to kwestia ustawień monitora, ale mój ma kolor maseczki z zielonej glinki (na pewno nie jest tak niebieski, jak go tutaj widzę)

              Frenka

              OdpowiedzUsuń
            2. Ja też jestem zachwycona kremem Multi-fruit Day Cream :-) Cudownie nawilża, świetnie się wchłania i ma taką leciutką, budyniową konsystencję. Dla mnie bije na głowę B&E z EGM. Zamówiłam sobie wczoraj pełny wymiar, bo zakochałam się w tym kremie. Całkiem przyjemny jest też krem z mikrodermabrazją i balsam do ust z olejem EMU - mam ten o zapachu grapefruitowym i bardzo fajnie nawilża usta, tylko ma jeden feler - pachnie jak cytrynowa kostka do WC ;-)
              Jedyne, co mi przeszkadza w LB, to długi czas oczekiwania na przesyłkę (oni wprawdzie wysyłają przesyłkę już w dniu złożenia zamówienia, ale i tak na przesyłkę trzeba poczekać ponad 2 tygodnie).

              OdpowiedzUsuń
            3. co do azulenowego - to też w próbce miałam taki bardziej zielony i gęsty (i zostawiał mi niebieskawą poświatę na twarzy), a w pełnym wymiarze niebieski (rozbielony błękit raczej) i lejący. a może miał ktoś pełen wymiar i mógłby go opisać?

              Kasiu, a konsystencję kolagenowego porównałabyś do tego azulenowego, który Ci przesłałam? i jaki miał kolor? - bo mój jaśniutki seledynowy (i w dodatku mnie podrażnił, a Ciebie?)

              AnkaFranka

              OdpowiedzUsuń
            4. Frenka - w moim można doszukać się różnych tonów (szarości, niebieskości, błękitu), ale zieleni z pewnością nie. Widocznie co dostawa, to mają inne (chyba, że probki różnią się od pełnowymiarowych, bo ja swój dostalam od Anki Franki chyba własnie z pełnego wymiaru odlany)

              Biedronka - zazdroszczę w takim razie zakupu :) ja się muszę wstrzymać do stycznia, choć nei wiem, czy mi się to uda, bo kusi ten krem, oj kusi..
              A zapach cytrynowej kostki do WC skutecznie zniechęca mnie do zakupu :D Chocby nawilżał najlepiej w świecie, nie chcę go czuć na swoich ustach :)
              No i .. pamiętam, pamiętam, tylko wciaż czekam..:*

              AnkaFranka - mój kolagenowy był taki jaśniutko seledynowy i nieco bardziej treściwy niż azulenowy. Z pewnością bardziej gęsty, choć jeszcze nie masełkowaty. I bardziej tłustawy :*
              I może nie tyle mnie podrażnił, co bezczelnie zapchał ...

              OdpowiedzUsuń
            5. Jesteś kusicielką i to straszną. Chodziłam wokół LB, ale dopiero po Twoim zdjęciu peelingu ananasowego poleciałam na stronę składać zamówienie.
              Próbka multifruit, próbka ananasa, 2 próbki exotic body butter (lilac ;) i baby powder).
              Nie mogę się doczekać :)

              całusek!

              OdpowiedzUsuń
            6. Cathy, jeśli chodzi o peelingi to polecam Dermalogica Daily Microfoliant - jak nazwa wskazuje można go używać codziennie. Jest w postaci białego proszku, który się miesza z wodą. Można zrobić z niego gęstą pastę lub delikatniejszą kremowo-piankową wersję. Nie ma wyczuwalnych drobinek, ale działa porządnie. W obu przypadkach efekt jest od razu widoczny - pory są oczyszczone, skóra jest jaśniejsza.

              Ja swój kupiłam na jerseybeautycompany.co.uk - chyba najtaniej w sieci i z uk - przesyłka mega szybka.

              Nanomi

              OdpowiedzUsuń
            7. Aniu - przepraszam :P
              Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z LB tak jak ja. Chociaż za zamówienie próbki ananasa powinnaś oberwać po uszach :P Przecież i tak niedługo do Ciebie paczkę będę słała (albo sama po nią wpadniesz :D )

              Nanomi - chyba zabronię umieszczania linków na moim blogu :P Oczywiście wpadłam na tę stronę i zanotowałam nie tylko peeling, ale i kilka innych produktów, które mnie kuszą. W styczniu pewnie kilka złotych tam zostawię, chyba że do tego czasu mi ktoś to wybije z głowy (ale peelingowi się pewnie i tak nie oprę, bo o ile pielęgnację chyba znalazłam dla siebie, o tyle z peelingiem ciągle walczę)
              Dzięki :*

              OdpowiedzUsuń
            8. Ajajaj, uwielbiam te Twoje recenzje pielegnacji :)
              Pozdrawiam
              Sue

              OdpowiedzUsuń