Krem Multi-fruit Day Cream to pierwszy od dłuższego czasu krem, który nie tylko nie szkodzi mojej skórze, ale wręcz czyni z nią cuda.
Balsamy do ciała mają tak urzekające zapachy i tak sympatycznie zachowują się na skórze, że chyba się nie oprę kolejnym...
Dzisiaj tylko fotki - na opisy nie mam sił. Na zdjęciach produkty z ostatniego i wcześniejszego mini zamówienia.
EDIT:
Czas na opisy i recenzje.
Na zdjęciach widać mój ostatni zakup czyli Pineapple Enzyme Fruit Scrub (oczywiście z błędem podpisany na fotce, ale nie mam sił już tego zmieniać :D) oraz masło do ciała Tuscan Lace. Pozostałe rzeczy to próbki gratisowe oraz resztki z poprzedniego zamówienia. Nie mam już testowanej próbki mikrodermabrazji oraz kremu kolagenowego.
Pineapple Enzyme Fruit Scrub - cena 15,99$ za 2 oz czyli niecałe 60 ml peelingu enzymatycznego (próbka 10 ml - 3,25$). Pachnie obłędnie ananasem (choć trochę sztucznym i z czymś mi się ten zapach ogromnie kojarzy, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czym). Skuszona pochlebnymi opiniami oraz zadowoleniem z peelingu enzymatycznego z BU kupiłam od razu duże pudełko. I przyznam szczerze, że nie jestem pewna, czy to był dobry pomysł. Chyba jestem jednak nieuleczalną fanką mocnych zdzieraków i tak łagodne doznania chyba jednak nie dla mnie. Galaretkę nakładam w kąpieli i szoruję (o ile można mówić tu o szorowaniu, bo mimo, iż posiada drobinki, to są one jednak na tyle łagodne, iż praktycznie nie robią nic :) ) nią twarz przez jakieś 3-4 minuty. Po spłukaniu skóra jest miękka, gładka i z pewnością nie wysuszona, ale .. dla mnie to za mało. Działanie bardzo delikatne, choć posiadaczki wrażliwych i delikatnych cer powinny być zadowolone (o ile dobrze tolerują ananasa, bo jak wiadomo, może wywoływać silną reakcję uczuleniową). Nie twierdzę, ze to zły kosmetyk. Raczej poprawny. Na kolana mnie nie rzucił. Zużyję, ale zakupu raczej nie ponowię. A przynajmniej nie w tej cenie.
Azulen Day Cream - cena 2,99$ za ok. 10 ml, 8,5$ za niecałe 30 ml oraz 15,99$ za niecałe 60 ml. Mój ma delikatnie aksamitną i niestety, dość lejącą konsystencję o błękitno- szarym odcieniu. Wiem, że odcień zależy chyba od partii, bo zdarzają się mniej lub bardziej zielonkawe. Ja mam od Anki Franki w odcieniu takim, jak na zdjęciu (ciut ciemniejszym i mniej błękitnym, a bardziej szarawym - na fotce lampa nieco przekłamała odcień, ale na pewno nie jest zielonkawy). Co do samego kremu... Niestety, nie polubiłam się z nim jakoś specjalnie. Na plus mogę zaliczyć fakt, iż mnie nie zapchał, a to już dużo oraz dość przyzwoite nawilżanie. Niestety, nie jestem w stanie go używać, bo najpierw piekła mnie po nim skóra (ale zrzuciłam to na karb mocno podrażnionej cery przez kwasy), a obecnie, gdy skóra wróciła już do normalnego stanu, nałożenie go kończy się okropnym łzawieniem. Nie mam pojęcia, co w nim tak na mnie działa, ale chwilę po nałożeniu zaczynają mnie piec oczy i wyczuwam jakieś dziwne alkoholowe opary. Musiałam go odstawić, bo jednak nie dla mnie on. Z obserwacji - działa dość fajnie, zostawia skórę przyzwoicie nawilżoną, z trudną do opisania błyszczącą powłoczką, która nie chce się wchłonąć. Jako krem na dzień raczej tylko dla bardzo suchych skór, gdyż w każdym innym przypadku ciężko będzie nałożyć na niego podkład, by nie spłynął. Na noc - jak najbardziej. Na dzień - zdecydowanie nie. Barwienia skóry i zostawiania błękitnej (albo innej) poświaty u mnie nie zaobserwowałam. Do tego konsystencja kremu jest nieco zbyt rzadka i lejąca, co lekko utrudnia aplikację, ale być może to zalezy od partii (podobnie jak kolor). Mój jest raczej aksamitną emulsją niż kremem.

Raya Multi-fruit Day Cream - cena 3,25$ za próbkę 0.3 oz (czyli niecałe 10 ml) lub 22,99$ za pełnowymiarowy produkt o pojemności 2 oz czyli niecałych 60 ml. Właściwie cena jest jedynym minusem, jaki dostrzegam w tym kremie. I choć ok. 70 zł za krem o takim działaniu, to nie jest szaleństwo, to jednak w okresie grudniowym go sobie chyba daruję. Ale pewna nie jestem, bo jest to pierwszy od dłuższego czasu kosmetyk, który swoim działaniem rzeczywiście zrobił na mnie wrażenie. Nie mam pojęcia, co on takiego robi z moją skórą, ale wygląda zdecydowanie lepiej. Brzmi niewiarygodnie, ale już po kilku użyciach moja cera wygląda o niebo lepiej - jest gładsza, bardziej napięta, delikatna, o wyrównanym kolorycie, niespodzianki poznikały bez śladu, pory jakby zmniejszone. Aż nie chce mi się wierzyć, ze taki niepozorny kremik może działać lepiej niż wszystkie kwasy, ktore do tej pory stosowałam( kwasy ma w sobie również, więc należy pamiętać o stosowaniu filtrów przy jego stosowaniu ). Wchłania się bez najmniejszych problemów, nadaje się pod makijaż, rozsmarowuje się przyzwoicie. Nie dostrzegam żadnych minusów (poza faktem, iż na przesyłkę z LB będę musiała znowu czekać tak długo). Zdecydowanie kupię duże pudełko...
Exotic Butters Body Cream - mam 3 zapachy i każdy z nich jest świetny. Obecnie są w promocji, a wybór
Oczywiście postrzeganie zapachów to kwestia bardzo indywidualna, ale ja zdecydowanie jestem na "nie" dla tego zapachu. Same masełko bardzo mi się podoba, bo rzeczywiście spełnia swoją rolę, ale z pewnością przy zakupie wybiorę inny wariant zapachowy.
Z produktów wcześniej przeze mnie testowanych (a już skończonych i niemożliwych do pokazania na zdjęciach) mogę opisać jeszcze :
Microdermabrasion Resurfacing Cream - zdziwiło mnie to, że próbka nie była zabezpieczona od góry naklejką (podobnie w przypadku próbki masełka Hawaiian Breeze. Lilac i wszystkie inne miały naklejkę zabezpieczającą). Zużyłam go z prawdziwą przyjemnością i mogę powiedzieć, ze to naprawdę fajny zdzierak. Drobinki są dość ostre i osoby o wrażliwej cerze z pewnością mogą odczuwać dyskomfort przy jego stosowaniu. Dla mnie jednak (fanki popiołu wulkanicznego i rozmaitych mikrodermabrazji) mogłoby być ich jeszcze więcej. Fajnie szoruje, zostawia skórę dobrze wypolerowaną, gładką, bez efektu wysuszenia. Dlaczego jednak nie kupię dużego opakowania? Mimo iż stawiam go wyżej niż podobny produkt z Silk Naturals (nie zapchał mnie tak jak tamten), to jednak nie poradził sobie z drobnymi suchymi skórkami. Być może, jeżeli nie znajdę w najbliższym czasie czegos lepszego, to się skuszę. Póki co - zostawiam na liście produktów do przemyślenia :)
Emu Oil - jeden z najlepszych olei emu, jakie testowałam. Przede wszystkim, pierwsze co mnie zaskoczyło, to fakt, iż jest całkowicie bezzapachowy (w odróżnieniu do innych, które próbowałam). Wybrałam wersję "unscented" i rzeczywiście taka ona jest. Bardzo dobrze się wchłania, świetnie nawilża, nadaje się nawet pod mineralny makijaż. Nie zapycha i pozostawia skórę miękką, gładką i naprawdę fajnie nawilżoną. Niestety, moja próbka skończyła się błyskawicznie, nad czym ubolewam ogromnie. Zastanawiam się nad zakupem 2 oz (czyli ok. 60 ml), bo cena nie jest specjalnie wygórowana (ok. 40 zł), a sam olej świetny. Nie dane mi było przetestować jego działania na włosach i ciele, bo próbka, którą testowałam to ok.2 ml, co wystarczyło na kilka dni testów, ale to, co zaobserwowałam, przekonało mnie do zupełnie i skłoniło do wpisania tego produkty na listę zakupową. Zdecydowanie jeden z lepszych nawilżaczy, jakich ostatnio używałam. Myślę, że duet Emu Oil i Multi- fruit Day Cream na stałe niebawem zagoszczą w mojej pielęgnacji.
Collagen-Elastin Cream - nie przypadł mi specjalnie do gustu. Krem o barwie jasno- seledynkowej, praktycznie białej, leciutko tylko zabarwionej na zielonkawy odcień. Mam wrażenie, że wchłaniał się dość szybko, ale jednak taki trochę zbyt tłustawy jak dla mnie. Z pewnością mniej lejący i rzadki niż krem azulenowy. Zapach ogromnie drażniący i przeszkadzający. Jednak najgorsze było to, że spowodował natychmiastowe zapchanie. Na dalsze testy ochoty nie miałam i oddałam mamie, która jest odporna na wszelkie historie z zapychaniem :) Nic więcej na jego temat powiedzieć nie mogę, ale z pewnością zakupu nie powtórzę.
Shampoo with Emu Oil - mialam wersję zapachową Strawberry Daiquiri- okropnie słodki zapach. Początkowo nawet przyjemny, ale przy którymś myciu nie wytrzymałam i postanowiłam się tego pozbyć (koleżanka chętnie przygarnęła :) ). Co do samych właściwości szamponu. Przyznaję, iż szału u mnie nie zrobił. Ot, zwykły szampon, który ani specjalnie nie zaszkodził moim włosom, ani też w widoczny sposób nie poprawił ich wyglądu. Mył i już. Zakupu nie powtórzę.Cena niezbyt wygórowana, ale nie różni się niczym od drogeryjnych szamponów. Moje włosy są dość wymagające i być może dla osób o mniejszych wymaganiach będzie ok, ale moich nie spełnił.
Tak się zastanawiam tylko nad kremem azulenowym- nie wiem, czy to kwestia ustawień monitora, ale mój ma kolor maseczki z zielonej glinki (na pewno nie jest tak niebieski, jak go tutaj widzę)
OdpowiedzUsuńFrenka
Ja też jestem zachwycona kremem Multi-fruit Day Cream :-) Cudownie nawilża, świetnie się wchłania i ma taką leciutką, budyniową konsystencję. Dla mnie bije na głowę B&E z EGM. Zamówiłam sobie wczoraj pełny wymiar, bo zakochałam się w tym kremie. Całkiem przyjemny jest też krem z mikrodermabrazją i balsam do ust z olejem EMU - mam ten o zapachu grapefruitowym i bardzo fajnie nawilża usta, tylko ma jeden feler - pachnie jak cytrynowa kostka do WC ;-)
OdpowiedzUsuńJedyne, co mi przeszkadza w LB, to długi czas oczekiwania na przesyłkę (oni wprawdzie wysyłają przesyłkę już w dniu złożenia zamówienia, ale i tak na przesyłkę trzeba poczekać ponad 2 tygodnie).
co do azulenowego - to też w próbce miałam taki bardziej zielony i gęsty (i zostawiał mi niebieskawą poświatę na twarzy), a w pełnym wymiarze niebieski (rozbielony błękit raczej) i lejący. a może miał ktoś pełen wymiar i mógłby go opisać?
OdpowiedzUsuńKasiu, a konsystencję kolagenowego porównałabyś do tego azulenowego, który Ci przesłałam? i jaki miał kolor? - bo mój jaśniutki seledynowy (i w dodatku mnie podrażnił, a Ciebie?)
AnkaFranka
Frenka - w moim można doszukać się różnych tonów (szarości, niebieskości, błękitu), ale zieleni z pewnością nie. Widocznie co dostawa, to mają inne (chyba, że probki różnią się od pełnowymiarowych, bo ja swój dostalam od Anki Franki chyba własnie z pełnego wymiaru odlany)
OdpowiedzUsuńBiedronka - zazdroszczę w takim razie zakupu :) ja się muszę wstrzymać do stycznia, choć nei wiem, czy mi się to uda, bo kusi ten krem, oj kusi..
A zapach cytrynowej kostki do WC skutecznie zniechęca mnie do zakupu :D Chocby nawilżał najlepiej w świecie, nie chcę go czuć na swoich ustach :)
No i .. pamiętam, pamiętam, tylko wciaż czekam..:*
AnkaFranka - mój kolagenowy był taki jaśniutko seledynowy i nieco bardziej treściwy niż azulenowy. Z pewnością bardziej gęsty, choć jeszcze nie masełkowaty. I bardziej tłustawy :*
I może nie tyle mnie podrażnił, co bezczelnie zapchał ...
Jesteś kusicielką i to straszną. Chodziłam wokół LB, ale dopiero po Twoim zdjęciu peelingu ananasowego poleciałam na stronę składać zamówienie.
OdpowiedzUsuńPróbka multifruit, próbka ananasa, 2 próbki exotic body butter (lilac ;) i baby powder).
Nie mogę się doczekać :)
całusek!
Cathy, jeśli chodzi o peelingi to polecam Dermalogica Daily Microfoliant - jak nazwa wskazuje można go używać codziennie. Jest w postaci białego proszku, który się miesza z wodą. Można zrobić z niego gęstą pastę lub delikatniejszą kremowo-piankową wersję. Nie ma wyczuwalnych drobinek, ale działa porządnie. W obu przypadkach efekt jest od razu widoczny - pory są oczyszczone, skóra jest jaśniejsza.
OdpowiedzUsuńJa swój kupiłam na jerseybeautycompany.co.uk - chyba najtaniej w sieci i z uk - przesyłka mega szybka.
Nanomi
Aniu - przepraszam :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona z LB tak jak ja. Chociaż za zamówienie próbki ananasa powinnaś oberwać po uszach :P Przecież i tak niedługo do Ciebie paczkę będę słała (albo sama po nią wpadniesz :D )
Nanomi - chyba zabronię umieszczania linków na moim blogu :P Oczywiście wpadłam na tę stronę i zanotowałam nie tylko peeling, ale i kilka innych produktów, które mnie kuszą. W styczniu pewnie kilka złotych tam zostawię, chyba że do tego czasu mi ktoś to wybije z głowy (ale peelingowi się pewnie i tak nie oprę, bo o ile pielęgnację chyba znalazłam dla siebie, o tyle z peelingiem ciągle walczę)
Dzięki :*
Ajajaj, uwielbiam te Twoje recenzje pielegnacji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sue