poniedziałek, 24 sierpnia 2009

cienie Aromaleigh

tak jak pisałam wcześniej, dostałam paczuszkę od Aromaleigh, a w niej mnóstwo przepięknych cieni. Wiecie, że nie przepadam za spokojnymi, stonowanymi kolorami - im bardziej szalone, tym lepiej. Aromaleigh pod tym względem mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Kilka perełek znalazłam i 2 odcienie zamierzam nabyć w większym wymiarze..

Próbki poprzesypywałam do słoiczków. Ilość cieni jest bardzo różna - kilka z nich wypełniło pojemniczki prawie do połowy, inne ledwo pokrywają dno. No i na fotce cienie już po kilku dniach testów, więc też spore ubytki w nich są.

Zdjęcie grupowe w naturalnym oświetleniu bez lampy:



z lampą:




O samych cieniach - ich jakość jest przyzwoita, ale nie powalająca moim zdaniem. Całkiem niezłe, ale różnią się jakością w zależności od odcienia. Te z iskierkami są przepiękne, ale niestety, drobinki wyjątkowo łatwo spadaja i nie chcą się dobrze trzymać. Bez dobrej i lekko wilgotnej i klejącej bazy pod cienie się nie obejdzie. Ale za to efekt, jaki dają na oku wart jest starań, bo wyglądają bajecznie. Te z drobinakami rozprowadzają się.. powiedzmy, że średnio, ale do pozostałych zastrzeżeń nie mam.
Trwałość na bazie - bez zarzutu. Bez bazy- nie mam pojęcia, bo nigdy nie używam cieni bez bazy :)


Swatche w naturalnym oświetleniu z lampą:


Swatche w naturalnym oświetleniu bez lampy:



Swatche każdego odcienia pojawią się jeszcze dzisiaj.

Na początek mój zdecydowany faworyt, czyli
Aromaleigh - Torment (Elemental Lustre Eyeshadow)
Przepiękny odcień ciemnego burgundu złamany miedzianymi tonami. Zachwycający, choć ciężko go przemycić do makijażu dziennego. Rozprowadza się bardzo miękko, gładko, nic się nie osypuje, doskonale się rozciera i miesza.
Torment na moim oku (makijaż inspirowany nowym pomysłem mojego guru makijażowego- Padmity)


Aromaleigh - Fume
(Elemental Lustre Eyeshadow)
klasyczne srebro w czystej postaci. Bez domieszek żadnych tonów. Błyszczące srebro. Nic więcej.

Aromaleigh - Dragonfly (Opulent Lustre Eyeshadow)
przepiękny odcień chłodnego rozbielonego turkusu. Bardzo błyszczący.
użyłam go też w tym makijażu



Aromaleigh - Tamarind (Opulent Lustre Eyeshadow)
Odcień pastelowego fiołka z metalicznym blaskiem. Przyznam szczerze, że średnio przypadł mi do gustu. Jakiś taki nijaki


Aromaleigh - Tapestry
(Opulent Lustre Eyeshadow)
Opisywany jako bogata, mroźna czerń z niesamowitą głębią koloru i pigmentu. No to ja dostałam najwyraźniej nie ten cień. Czerń - owszem, mroźna - też. Ale ani bogata, ani głęboka. Raczej taka przyszarzała, brunatna nawet. Jestem na nie, jeżeli mam ten odcień rozpatrywać pod względem czarnej czerni. W innym przypadku - może być, aczkolwiek na kolana nie rzuca.



Aromaleigh - Darcelle (Bete Noire
Eyeshadow)


Aromaleigh - Divine Intervention (Gothic Lolita Eye Collection
)


Aromaleigh - Bodyelectric (Rock!Eyes)
jedno z największych rozczarowań. W pudełeczku przepiękny odcień żywego niebieskiego odcienia wpadającego wyraźnie w fiołkowe tony, a po roztarciu jedynie mgiełka koloru i mnóstwo srebrnych drobinek. Co prawda zalecają używanie do niego czarnej bazy, ale próbowałam i nadal nie potrafię powiedzieć o nim niczego dobrego poza odcieniem samym w sobie. Na czarnej bazie to już nie jest niebieski odcień, a błyszczące lila bez większego uroku.
-


Aromaleigh - Morbid Curiosity (Gothic Lolita Collection)
Może i jest ciekawy, może i jest nawet ładny, ale ja mam wyjątkową awersję do takich szaro-burych odcieni, a ten właśnie taki trochę jest. Śliwka, jagody, ale tak wyprane i rozmyte, w takiej ilości przykurzonego fioletu, że mówię temu odcieniowi zdecydowane "NIE". I jeszcze te srebrno-zielonkawe drobinki... Sorry, ale nie potrafię go docenić.


Aromaleigh - Stillinhollywood(Rock!Eyes)
jeden z moich faworytów. Piękny odcień purpurowego fioletu z ametystem plus złote drobinki. Naprawdę cudny :D Tylko te drobinki.. Dlaczego one nie chcą trzymać się tam, gdzie powinny? Muszę nad nim popracować, bo zamierzam zakupić większe pudełeczko :)


Aromaleigh - Underworld (Elemental Lustre Eyeshadow Collection)

bardzo dziwny odcień. Jeden z tych, których doceniam oryginalność i piękno, ale nie pałam do nich specjalną miłością. Indygo, ciemny purpurowy fiolet, szarość a to wszystko na miedzianej bazie, której nie widać zbyt mocno w pudełeczku, ale za to wyłazi po roztarciu.

Aromaleigh - Colette (Bete Noire Eyeshadow)
ciemny niebieski odcień, nieco indygo, fioletu, purpury. Dużo sympatyczniejszy niż Underworld, ale wciąż dla mnie w kategorii - do podziwiania, a nie do noszenia. Drobinki mają paskudną skłonność do przemieszczania się w najmniej odpowiednie miejsca (u mnie to był czubek nosa, mimo bazy oczywiście). Piękny, naprawdę piękny odcień, ale nie znalazłam jeszcze na niego sposobu.


Aromaleigh - Solange (Bete Noire Eyeshadow)
Piękny czekoladowy odcień z zielonymi drobinkami. Naprawdę fajny. Podoba mi się to, że świetnie wygląda zarówno z zieleniami jak i z brązami. Lubię go mimo tego, iż podczas nakładania połowa drobinek ląduje pod okiem:)


5 komentarzy:

  1. Ten drugi makijaż też jest przepiękny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zdjęcia i swatche, a makijażem po prostu mnie powaliłaś! Chylę czoła!!! :) (Mam na myśli makijaż w "barwach jesieni" - niesamowity!)

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję bardzo - choć nie wiem komu :* :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o samym oku już się rozwodziłam :) to wspomnę jeszcze ze masz super brwi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasieńko ten pierwszy makijaż świetny,kolory cudnie błyszczą,jak ja Ci zazdroszczę takiej ilości cieni,tak wogóle super,że wróciłaś,a ten drugi makijaż też śliczny,kolor ust fantastyczny:-)Buziaki Basia

    OdpowiedzUsuń